sobota, 9 października 2010

Przyjaźnie Iwaszkiewicza

Dwudziestolecie międzywojenne to jeden z najbardziej fascynujących okresów dla kultury polskiej. Radość z odzyskania niepodległości odzwierciedlała się spontanicznością, żywiołowością w działalności artystycznej. Doszło do przewartościowania literatury. Odtąd miała być niezależna od sytuacji politycznej kraju, miała służyć wyłącznie celom estetycznym. Niestety, szybko okazało się, że w odrodzonej Polsce nie ma miejsca na oczekiwaną sprawiedliwość i uczciwe rządy. Bardzo szybko zastąpiła je nienawiść i walki polityczne, a literatura została wciągnięta w ideologiczną wojnę. To jednak w tym czasie rozwijały się liczne grupy artystyczne m.in. Awangarda Krakowska, Futuryści, Żagary i moi ulubieni Skamandryci. Sławę zyskiwali młodzi literaci- Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Kazimiera Iłłakowiczówna, Tadeusz Pieper, Jarosław Iwaszkiewicz etc., malarze, rzeźbiarze. Kwitła krytyka literacka i teatr. Powstawały liczne czasopisma literackie, w których prym wiodły "Wiadomości literackie" ( z satyrycznym dodatkiem "Idą mośki literackie", w którym nie kto inny jak Tuwim i Słonimski utrzymywali go w tonie agresywnego antysemityzmu by wykpić szerzącą się nietolerancję). W tym czasie nawiązywały się również liczne przyjaźnie, mniej lub bardziej serdeczne, część z nich przetrwała, część szybko się rozpadła, ale na ogół były to przyjaźnie szczere, pełne wzajemnego szacunku, opierające się na zamiłowaniu do życia i sztuki. O takich właśnie przyjaźniach, zapoczątkowanych po odzyskaniu niepodległości przez Polskę lub nawet wcześniej mówi wspomnieniowa książka Jarosława Iwaszkiewicza Aleja przyjaciół (Czytelnik, Warszawa 1984).

Aleja Przyjaciół istniała naprawdę. Tak nazywano aleję przy posiadłości magnatów Sobańskich, która, jak wyjaśnia pisarz, powstała z drzew sadzonych przez przyjaciół, odwiedzających Sobańskich w ich pałacyku. Niestety, w wyniku urbanizacji miasta Aleja Przyjaciół została zniszczona. Przetrwały natomiast wspomnienia Iwaszkiewicza o bliskich mu ludziach. Część z nich zaczął spisywać już pod koniec wojny, część powstała tuż przed śmiercią pisarza. Z noty wydawcy wynika, że Iwaszkiewicz kilkakrotnie zmieniał kształt planowanej książki, pierwotnie miało się w niej znaleźć więcej szkiców. Ostatecznie powstało ich siedem, a właściwie osiem - szkic o Juliuszu Krzyżewskim zamieszczony został w aneksie.

W każdym ze szkiców, opowiadań, jak je miejscami nazywa autor, przedstawiona została sylwetka jednego z bliskich Iwaszkiewiczowi osób. Nie są to jednak szczegółowe biografie (nie byłoby na to miejsca w liczącej 130 stron książeczce), ale wyrywki ze wspomnień, oddające najważniejsze dla Iwaszkiewicza odczucia i cechy opisywanych postaci. Nie należy się spodziewać peanów ku czci... Autor nie wybiela, pokazuje nie tylko zalety, ale i wady swoich przyjaciół. Pisze o ich sporach, ale cokolwiek pisze zawsze czyni to z niezwykłą czułością dla osób, które już odeszły. I tak np. pisze o brzydocie Antoniego Sobańskiego, jego snobizmie ale również przedstawia go jako wspaniałego, inteligentnego i dowcipnego rozmówcę. Snobizm wytykał również Lechoniowi, który często w towarzystwie wstydził się swoich przyjaciół ze Skamandra (co nie przeszkadzało mu pożyczać od nich wciąż pieniędzy na wiecznie nieoddanie). Jednocześnie Iwaszkiewicz z prawdziwą troską pisał o rozterkach i niemocy twórczej Leszka, jak go nazywali przyjaciele, a o jego samobójczej śmierci napisał wzruszająco:
Ale chwyta mnie prawdziwe przerażenie, już nie "metafizyczne zdziwienie", kiedy wyobrażam sobie, jak ten sam chłopiec, który dla kawału budził mnie późną nocą telegramem: "Czekam u Lija sama. Mąż wyjechał. Loda." - skacze z dwunastego piętra hotelu "Hudson" w Nowym Jorku. Musiał on przebyć daleką i straszliwą drogę, o której już nic nie wiem (J. Iwaszkiewicz, Aleja Przyjaciół, Warszawa 1984, s. 51).
Iwaszkiewicz nie bał się poruszać trudnych dla niego wspomnień.  Pisał o schorowanym już Tuwimie, o jego rozterkach duchowych i moralnych, jakie przeżywał podczas wojny.  Przywołał postać młodego Juliusza Krzyżewskiego, który zginął w okupowanej Warszawie.

Ale Aleja Przyjaciół to również wspomnienia radosne, pełne śmiechu i dowcipu. Opisy spotkań w knajpach, ilości wspólnie wypitego alkoholu i anegdoty nadają książce smaczku. Iwaszkiewicz w subtelny sposób opowiadał o intymnym i erotycznym życiu niektórych z przyjaciół, o ich mniej lub bardziej szczęśliwych związkach.

Moje ulubione wspomnienia tyczą się wspomnianego już Tuwima i Antoniego Słonimskiego, niezwykle wrażliwego człowieka, obdarzonego dużą dawką poczucia humoru. Przez długi czas nieszczęśliwie zakochanego, poszukującego zdolności do kochania. O jego poezji Iwaszkiewicz napisał:

Wiersze Tuwima spotykały się z powszechnym entuzjazmem, słuchając Wierzyńskiego pensjonarki sikały, Lechonia widzieli wszyscy z harfą Dawida - Antoni czuł się trochę osamotniony. A mój zachwyt dla jego owoczesnych wierszy nie był wcale robiony, witałem w nim z całego serca prawdziwego poetę, przyjaciela, i bardzo długo czekałem, co wieczorem pokaże , co przyniesie do mnie na Warecką czy też do Ziemiańskiej (ibidem, s. 81).
 Jednocześnie nie wahał się wspomnieć o tym, jak Słonimski zasnął (lub udawał, że śpi, co wielce prawdopodobne) podczas wystąpienia Wilama Horzycy.

Inne postaci, które wspominał Iwaszkiewicz to Horzyca i Arnold Szyfman, a w posłowiu, w krótkich, ale bardzo przejmujących notkach wspominał jeszcze m.in. tragicznie zmarłych Baczyńskiego,  Karola Lipińskiego i Stanisława Kowalczyka.

Ukazując swoich przyjaciół Iwaszkiewicz nie bał się jednocześnie pisać o sobie. W tych miejscach sporo jest autoironii, pisarz potrafił sobie wytknąć błędy - doprowadził do szału Horzycę, gdy przyznał mu się, że nigdy nie wie, która to trzecia, a która czwarta część "Dziadów" Mickiewicza. Opisywał swoje wzruszenia i wątpliwości, a także chwile, w których rozpierała go duma, jak w tedy, gdy po pogrzebie Słowackiego (jego czaszki) został z Lechoniem zaproszony do Teatru Starego "tylko my dwaj z pisarzy!!!" (ibidem, s. 46).

Podsumowując, przytoczę jeszcze jeden fragment, tym razem z zamieszczonego w książce, z decyzji wydawcy, eseju "Twarze":

I w długim filmie naszego życia nie tylko ważne są przebłyski tyle nam mówiących twarzy, ale i momenty zafiksowania tych twarzy, zatrzymania ich na chwilę i powiedzenia tej chwili: bądź wieczna.
Na tym polega nieśmiertelność sztuki (ibidem, s. 129).