czwartek, 6 lipca 2017

"Ze światem znamy się z widzenia" - Michał Cichy, "Pozwól rzece płynąć"

Wybierzmy się na spacer po najbliższej okolicy. Przyglądajmy się mijanym budynkom, otaczającej nas przyrodzie, napotykanym ludziom. Zawierajmy z nimi znajomości, prowadźmy mniej lub bardziej poważne rozmowy. Obserwujmy zmiany pogody i następstwa kolejnych pór roku. Doceniajmy i szanujmy miejsca, w których żyjemy, cieszmy się każdym dniem i traktujmy go jak wielką przygodę. Nie, nie są to wnioski wyciągnięte z jakiegoś podręcznika treningu uważności. To odpowiedź na sześciomiesięczną podróż Michała Cichego po warszawskiej Ochocie, jaką opisał w objętościowo może i małej, ale za to jak bogatej w treści książce Pozwól rzece płynąć (Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2017).

„Opisuję Ochotę, bo ją kocham. Kocham Ochotę nie dlatego, że jest najpiękniejsza, tylko dlatego, że jest moja. Gdziekolwiek bym mieszkał, znalazłbym tam coś dla siebie” (s. 18). Urzekła mnie ta miłość Cichego nie za coś, tylko dlatego, że coś jest. Akceptacja tego, co nam dane, i ciągłe dostrzeganie w tym piękna. Ciągle wadzę się z moim losem, szukam siebie w świecie i pewnie też dlatego tak bardzo przemówił do mnie człowiek, który w pełni przyjmuje swoje życie i z każdym krokiem dostrzega jego wartość.

Michał Cichy zaczyna swój spacer w Trzech Króli, kończy na Świętego Jana. W tym czasie obserwuje zmieniającą się pogodę, rozwijającą się na nowo przyrodę, a przede wszystkim codzienność i życie. A może raczej życie w codzienności. Jest w nim miejsce na pobudkę przed czwartą rano, by obejrzeć wschód Słońca (w mieście, nie nad morzem, kto tak robi?). Jest czas na pogaduszki ze sklepowymi, miejscowymi żulikami i bezdomnymi. Na spacer z Myszką. Prawdziwą przyjemnością jest przemierzanie wraz z Cichym Ochoty, obserwowanie jego zachwytu nad puszczającymi pąki drzewami, udział w Triduum Paschalnym czy przyglądanie się przygotowywaniu ołtarzy na Boże Ciało. Autor w każdym elemencie przestrzeni dostrzega coś, co go zaciekawia, zachwyca. Być może powtórzę banał o docenianiu tu i teraz, codzienności, carpe diem i inne modne teraz hasła, ale to właśnie jest w tej książce – podziw dla świata, który nas otacza, świata, który znamy z widzenia. Bez ciągłego poszukiwania lepszego miejsca, lepszego momentu, lepszych ludzi. 

A Ochota nie jest przecież rajem na Ziemi. To w gruncie rzeczy dzielnica jak inne, ze swoim pięknem, ale i ze swoimi brudami. Można pogawędzić z ludźmi spacerującymi ze swoimi psami, ale można też usłyszeć „spierdalaj”.  Są zieleniące się trawniki i torebki foliowe latające w powietrzu. Są rudowłose dziewczęta i tragicznie zmarły młody motocyklista. Jest pani z papugą na ramieniu i kochany Poldek-Boczuś tęskniący z miłości do Scyzora. Jest też pan Jurek Damentka. A ja za autorem utrwalam to nazwisko, wzruszona gestem Cichego. Są też pieski, dużo piesków.

Michał Cichy nie dość, że jest uważnym obserwatorem, to przede wszystkim świetnie pisze. Jego proza bywa jak poezja, poruszająca, przykuwająca uwagę, ale spokojna i cicha.


Poziome światło wieczoru. Pod słońce białe pyłki owadów kręcą w powietrzu chmarną geometrię linii łamanych i krzywych. Balsamiczno-miodowy zapach (s. 86).
Stoję pośrodku świata tak jak każdy. / Nie stawiam siebie przed światem, tylko wpuszczam świat do samego środka siebie. / I w takiej chwili nie ma już różnicy pomiędzy mną a światem (s. 113).

W tej skromnej książeczce jest miejsce na obserwacje i miejsce na refleksję. To także opowieść o czasie, jego upływie, ale i o tym, że jesteśmy dziećmi szczęścia, znalazłszy się na tym świecie. 

Przyznaję, że nie jest łatwo pisać o Pozwól rzece płynąć, bo nie jest to książka, o której należy czytać, ale którą trzeba czytać. I którą warto mieć na własność, by w odpowiednim momencie otworzyć ją na dowolnej stronie i chłonąć prawdy, które być może w innym wypadku byłby zwykłymi banałami. Dlatego, choć mój egzemplarz mam z biblioteki, z pewnością kupię go też na własność. Razem z poprzednią książką Michała Cichego.

„30 kwietnia otwarły się czerwone tulipany w ogródku za żywopłotem przed kamienicą przy mojej ulicy” (s. 76). A Ty pamiętasz, kiedy zakwitły u Ciebie?

2 komentarze:

  1. Pierwszy raz widzę ten tytuł i okładkę, ale po twojej recenzji wiem, że muszę ją przeczytać. Od razu pomyślałam, że to takie polskie wydanie mindfulnessu i jestem bardzo ciekawa, jak autor poradzi sobie z takim tematem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka to przede wszystkim bardzo dobra literatura i to jest najważniejsze. Z pewnością nie jest to poradnik "uważności", ale pokazuje, jak ważne jest docenienie chwili i akceptacja. A czytać trzeba koniecznie. Pozdrawiam :)

      Usuń